22 listopada 2012

"Co drzemie w kremie" czyli czy warto kupować drogie kremy czy tanie, jaka jest różnica? rozmowa Wojciecha Orlińskiego Wysokie Obcasy POLECAM!!!







Tym razem postanowiłam wkleić rozmowę która ukazała się w Wysokich obcasach.
Każda z nas zadaje sobie pytanie, który kosmetyk kupić, tańszy czy droższy?
Jaka jest między nimi różnica? Czy tańszy jest beznadziejny a drogi super?
Czy nie warto przepłacać? Na rynku mamy całe mnóstwo kosmetyków, więc który wybrać?
Zaczęłam przeglądać różne artykuły na ten temat aby zgłębić temat.
Kremy są bardzo ważne, zanim go kupimy na pewno chwilę się zastanawiamy. Bo jest to kosmetyk którego używamy 2 razy dziennie przez 365 dni w roku i chcemy aby nam nie szkodził tylko pomagał.
Jeżeli jesteście ciekawe i chcecie zgłebić wiedzę, przeczytajcie poniższy wywiad.
Polecam :)


" Czyli ile kosztuje wsad do kosmetycznego kotła, produkcja kosmetyków i praca ludzi za tym stojących. I o tym, dlaczego najdroższa jest magia. Z doktorem X, chemikiem pracującym w branży kosmetycznej, rozmawia Wojciech Orliński
Mój kolega ze studiów chemicznych - nazwijmy go doktorem X - pracuje w zawodzie. Ja poszedłem w dziennikarstwo, on zajmuje się technologią produkcji kosmetyków. Gdy spotykamy się towarzysko, on narzeka, że w mediach za mało jest naukowego podejścia do kosmetyków. Pewnego dnia wyciągnąłem więc z kieszeni dyktafon i... nie miał wyjścia (ale poprosił o anonimowość).




Ile kosztuje krem do twarzy, jeśli pominąć ładne opakowanie?

Jeśli jest zrobiony porządnie, z najlepszych składników, to około 10 złotych za opakowanie 100 ml. Nie ma na rynku niczego, czego bym nie umiał wyprodukować za mniej niż 20 złotych. Ale już mi się nie podoba kierunek, w jakim chcesz prowadzić tę rozmowę. Myślisz, że uda ci się zrobić typowy dziennikarski skandal, że przepłacamy?

No wiesz, jak się zapłaciło 300 złotych za coś, co realnie warte jest 30 razy mniej...

Podałem ci cenę tak zwanego wsadu kosmetycznego. Otóż zapewniam cię, że gdybym ci tak po prostu dał gotowy wsad, a ty byś miał go tylko pakować do ładnych pudełeczek, prędzej czy później coś ci się posypie i będziesz potrzebował fachowca, który będzie wiedział, w czym problem.

Do produkcji kosmetyków trzeba zatrudnić mikrobiologa, technologa, analityka - ich pensje musisz doliczyć. Nie mówiąc o tym, że minimum 10 tysięcy kosztuje załatwianie formalności, jeśli chcesz wprowadzić kosmetyk na rynek. Ale realna wartość kosmetyku to nie tylko pieniądze. Moja rodzina wierzy tylko w jeden popularny krem. Trochę mnie to irytuje, bo w mojej branży naprawdę sporo wynaleziono przez ostatnie sto lat. Mówię im ciągle, że mogę im zrobić coś dużo lepszego albo w ostateczności coś identycznego. Ale nie chcą. Magiczna potęga tego konkretnego pudełeczka jest dla nich ważniejsza od całej mojej wiedzy. I ja nawet niespecjalnie nalegam, bo rozumiem tę magię.

Myślałem, że jesteś człowiekiem nauki, a tu nagle jakaś magia...

Jestem człowiekiem nauki, ale psychologia to też nauka. Subiektywne postrzeganie ma znaczenie, zwłaszcza gdy chodzi o kosmetyki. Jeśli krem za 300 złotych poprawia ci samopoczucie - aplikujesz go, patrzysz w lustro i mówisz: ''Co słychać, przystojniaku?'' - to znaczy, że działa. A jeśli pod jego wpływem robisz kwaśną minę pod tytułem ''rany boskie, jestem trzy stówy w plecy'', to ci oczywiście zaszkodził, nawet jeśli nie potwierdzi tego dermatolog.

Podam przykład. Moja żona ma ulubiony szampon. Jeśli go zabraknie w sklepie osiedlowym, czasem musimy przetrząsnąć całe miasto w jego poszukiwaniu. Ja akurat nie pracuję w szamponach, ale to branża na tyle pokrewna, że mniej więcej wiem, co tam jest, i mógłbym żonie wyprodukować odpowiednik za grosze. Tylko że ona w tym szamponie kupuje nie tylko środek czyszczący, ale pakiet, w skład którego wchodzi poręczna butelka i modelka, która go reklamuje. Ten pakiet poprawia jej humor. Nie zrobi tego matowa butla, którą przywiozę z laboratorium. W urodzie psychologia ma znaczenie.

A dlaczego nie ma podstawowych kremów w półkilowym słoiku za rozsądną cenę?

Bo nikt by tego nie kupił.

Ja bym kupił.

Nie kupiłbyś. Proszę cię, to jest moja branża, ja znam ten rynek. Istnieją oczywiście tańsze i droższe marki, ale nawet w tych najtańszych potrzeba choćby minimum tej gry psychologicznej, o której mówiliśmy.

A jakie są właściwie różnice między tymi tanimi a tymi drogimi? Kiedy się opłaca kupować te drogie? Czy jeśli stać nas tylko na tanie, to w ogóle warto je kupować, czy lepiej sobie wtedy w ogóle darować?

Na wszystkie te pytania dobrze ci odpowie metafora mycia zębów. To, czy ktoś w ogóle myje zęby, czy nie, robi kolosalną różnicę. Z pewnością wyśmiałbyś kogoś, kto powie, że woli w ogóle nie myć, bo go nie stać na porządną pastę. Z kosmetykami jest tak samo. Jeśli ktoś ma do wydania tylko 10 złotych - niech kupi krem do twarzy za 6 złotych, do rąk za dwa złote i do ciała też za dwa złote. Byle stosował to regularnie.

Z myciem zębów też jest tak, że ma większe znaczenie to, czy szorujesz porządnie i regularnie, niż to, jakiej marki jest pasta. Dlatego absolutną głupotą byłaby taka postawa, że ktoś kupuje sobie krem za 300 złotych, ale potem go trzyma na półce i używa tylko na specjalne okazje. To na pewno będą zmarnowane pieniądze. Kupuj taki, żeby cię było stać na regularne używanie.

A czy warto? To znowu kwestia tego, kogo na co stać. Jest na przykład taka pasta do zębów, której smak mi odpowiada. Trochę droższa, ale smak tych tańszych mnie jakoś drażni. Czy przepłacam? Póki mnie stać na regularne mycie nią zębów, nie ma problemu.

Drogi kosmetyk w porównaniu z tym tanim będzie miał przeważnie bardziej wartościowe składniki - szlachetny olej, dobre czynniki aktywne.

Doszliśmy do zasadniczego pytania: czym jest krem z punktu widzenia chemika?

Krem jest emulsją, czyli zawiesiną stworzoną z dwóch niemieszających się ze sobą cieczy. Jedną z nich rozbijamy na mnóstwo malutkich kropelek i wprowadzamy do tej drugiej. Substancja zwana emulgatorem stabilizuje ten układ, bo cząsteczki emulgatora otaczają te mikroskopijne kropelki. W przypadku kremów kosmetycznych zawsze mamy albo emulsję wody w tłuszczu, albo tłuszczu w wodzie. Mówimy wtedy o kremach nawilżających i natłuszczających. Ciekawostką jest to, że oba mają podobne proporcje, to jest zawsze 25-30 proc. tłuszczu i 70-75 proc. wody. Różnica tylko w tym, co w czym rozpraszamy. Ale wszystkie kremy mają ogólnie funkcję nawilżającą i natłuszczającą.

Co to jest szlachetny olej?

Oleje mogą być mineralne, jak wazelinowy czy parafinowy, albo syntetyczne, czyli sylikony. Tak jest najtaniej. A najbardziej wartościowe i niestety dosyć drogie są takie pochodzenia roślinnego, jak np. makadamia albo jojoba.

Właśnie: jak to właściwie wymawiać?

W branży mówi się ''żożoba'', ale powinno być ''hohoba'', bo tę nazwę nadali Meksykanie.

A co to są ''dobre składniki aktywne''?

W naszym, dorosłym wieku najbardziej potrzebne są ceramidy. Wypatruj takiej nazwy, mogą się też nazywać ''sfingolipidy''. To są lipidy, pochodne aminy zwanej sfingozyną, które stanowią element naturalnych mechanizmów, którymi skóra broni się przed niekorzystnymi czynnikami. Skóra produkuje tak zwane sebum, czyli ochronną warstwę naturalnego wosku. Dlatego o ludziach mających dobrą cerę czasem mówimy, że są jak jabłuszko, bo jabłko też jest chronione naturalnym woskiem. Oczywiście, też tylko do czasu.

W pewnym momencie skóra traci tę ochronę. To się mniej więcej zbiega z tym momentem, w którym natura przestaje cię już uważać za dobrego kandydata do prokreacji. U kobiety trochę wcześniej, właściwie zaraz po zakończeniu dojrzewania. U mężczyzny później, ale też.

Może nie należy walczyć z naturą?

Twoje dzieci - z tego, co wiem - już osiągnęły zdolność reprodukcyjną, więc z punktu widzenia natury jesteś zbędnym balastem, który zużywa zasoby należne następnemu pokoleniu. Powinieneś się teraz dać pożreć jakiemuś drapieżnikowi, żeby uwolnić zasoby. Dasz się pożreć? Nie sądzę. Więc jeśli w ogóle zamierzasz w tym wieku nadal żyć, to już jest niezgodne z naturą.

Starożytni Grecy radzili sobie bez kremów...

Żyli krócej, to rozwiązanie wielu problemów, od zmarszczek po system emerytalny. Ale już Grecy stosowali natłuszczanie skóry oliwą, wiedzieli także o kosmetycznym działaniu emulsji.

Ale skąd ją brali?

Jak ty zaliczyłeś analizę surowców naturalnych? Mleko to jest przecież naturalna emulsja. Nie słyszałeś nigdy o Kleopatrze kąpiącej się w oślim mleku?

Ups. Ale skoro już Kleopatra znała emulsje, na czym polega postęp w tej branży? Co znaczy, gdy na pudełku czytam o naukowo potwierdzonym naprawianiu DNA? Nie jestem pewien, czy chcę, by krem mi naprawiał DNA.

''Naprawianie DNA'' to, niestety, skutek przepuszczenia badań laboratoryjnych przez dział marketingu. Najtańsze badania to badania in vitro - z kultur tkankowych hodowanych laboratoryjnie. Tam się patrzy, jak naskórek reaguje na krem, i mierzy pewne parametry. Ludzie od marketingu nie rozumieją tych parametrów, ale starają się z tego wykręcić jakiś slogan na opakowanie. DNA bym się akurat nie przejmował, ale to nie znaczy, że nie ma postępu. Jest pewna polska firma, której nazwy nie wypada mi wymieniać, która jest nawet całkiem zaawansowana w swoich badaniach. Dla światowych firm kwestią prestiżu jest posiadanie własnych laboratoriów badawczych.

I co tam się bada?

Różnie, od spraw zasadniczych - np. szuka się nowych składników aktywnych - po sprawy bardziej z dziedziny psychologii. Mężczyźni i kobiety mają na przykład inne oczekiwania wobec kremu. Mimo całego postępu dla mężczyzny to ciągle jest krępujące, że używa kosmetyków, więc mężczyzna chciałby jak najszybciej o tym zapomnieć, przestać czuć ten krem na skórze. Kobieta odwrotnie, lubi go czuć długo po zaaplikowaniu. Jedno i drugie osiąga się stosunkowo prostymi metodami, ale trzeba najpierw trochę poeksperymentować.

W różnym wieku skóra ma różne potrzeby. Nastolatek ma tego sebum aż za dużo - i w związku z tym ma jeszcze większe problemy niż my ze zmarszczkami. Dlatego ciągle rozwijane jest dostosowywanie kosmetyku do konkretnej grupy wiekowej.

Poza tym co pewien czas jakiś surowiec robi się nagle bardzo drogi, a inny z kolei zostaje zabroniony. Wtedy nagle trzeba w laboratorium kombinować nad zamiennikami.

Czy jeśli jakiś składnik w kremie zostaje zabroniony, to znaczy, że używaliśmy trucizny, nic o tym nie wiedząc?

No nie, znowu to dziennikarskie poszukiwanie sensacji tam, gdzie jej nie ma. Kosmetyki nie są do jedzenia, ale z mikrobiologicznego punktu widzenia trzeba je chronić jak jedzenie. Woda i tłuszcz? Grzybom i bakteriom nie trzeba do szczęścia więcej. Należy stosować środki konserwujące podobne do tych, jakich się używa w przemyśle spożywczym. Gdy czasem jakiś się stamtąd wycofa, rykoszetem uderza to w kosmetyki, bo środek znika z rynku. Chociaż w rzeczywistości, żeby taki konserwant był groźny w kosmetyku, trzeba by wyjadać krem łyżeczką jak jogurt.

Czyli że kosmetyki ogólnie są bezpieczne?

Oczywiście. Zaczęliśmy rozmowę od pytania o cenę. Nawet jeśli wsad kosmetyczny rzeczywiście kosztuje 10 złotych, to jeszcze więcej kosztują procedury związane z bezpieczeństwem. A to oznacza między innymi płacenie pensji ludziom pilnującym, żeby w środku było rzeczywiście dokładnie to, co powinno być."




A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Które kosmetyki wybieracie tańsze czy droższe? Czy widzicie różnicę między tanimi a drogimi?